Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
27 |
28 |
29 |
30 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24
|
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
Archiwum 24 lipca 2005
Od wczoraj zaczęłam sie modlić o własną śmierć... bo na to żeby sie zabic,
brakuje mi odwagi - wiem to zwyczajne tchórzostwo... Doszłam do wniosku, że
dla wszystkich bedzie lepiej jak mnie juz tu nie bedzie.. ciagle słyszę,
że przezemnie stało sie to czy tamto, że jestem nieodpowiedzialna, że nie myślę
co robię, że jestem zła... jeśli tak jest rzeczywiście .. i nadal mam
tego wysłuchiwać to ja wole z tym skończyć, uciąć to i koniec.
Nie mam dokad uciec, nie mam swojego miejsca na ziemi i nigdy go nie bede
miała .. mój świat jest pełen ciągłych pretensji, żalów o coś... nigdy nie
zrobiłam czegoś dobrze zawsze było to COŚ ... co było nie tak.
Miałam jechać dziś nad swoje ukochane morze, posłuchac szumu fal, tak bardzo
cieszyłam sie, cały rok na to czekałam, bardzo teskniłam i co .... nie jade,
wracam do domu bo zachowałam sie nie tak jak ON tego oczekiwał, i dalej
senariusz ten sam - awantura, moje łzy i decyzja nie jedziemy...w porządku jak
nie z nim to sama, ale pojade na dwa dni; pojade, żeby sie pożegnac.